Dobre złego początki. Jako że pokoje wyglądały tak samo
i to samo było w nich do zerwania, oszczędzę wszystkim tej kupy
nieszczęścia przy każdym pomieszczeniu.
Pierwszy pokój to docelowo nasza sypialnia.
Zrywanie kasetonów i tapety to ... bułka z masłem ;).
Niestety szybko okazało się dlaczego tapety zasłaniały ściany.
Pod płachtami było mnóstwo dziur i nierówności.
Gładź nie wchodziła w grę, bo kto ją miał zrobić tak w ostatniej chwili?
Za to szlifierka oscylacyjna wprowadzona w ruch przez mężusi,
spisała się nad wyraz dobrze.
Ściany i sufit zostały wygładzone do stanu jaki odbiegał od ideału, ale dla nas był zadowalający.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Kasetony na suficie - taaak, miałam to samo podczas remontu - uwielbiam je - to co po nich zostało na suficie - ech księżyc lepiej wygląda:(
Prześlij komentarz