Nazbierało mi się trochę gratów,
które na razie nadal leżą upchnięte GDZIEŚ.
Gdy przychodzi niedziela mobilizują rodzinę
i razem jedziemy na graty czyli na Grzegórzki.
Teraz gdy pogoda się w miarę wyklarowała
jest tam mnóstwo rupieci
obok których trudno przejść obojętnie.
Ech ...
Kilka takich niedzielnych wycieczek
odbyłam bez portfela na wszelki wypadek
bo mogłabym wydać jego całą zawartość
uznając zakupy jako rzeczy niezbędne.
Udało mi się upolować dwie filiżanki
niezwykle filigranowe do mokki
później przypadkiem wpadła mi w ręce łyżeczka.
mój młody jest zestawem zachwycony do tego stopnia
że pija z niego niedzielną Inkę ;)))
zajadając ślimaczki jabłkowo-cynamonowe.
Od mamy z piwnicy wyciągnęłam maszynę.
Nie jest to Singer ale mam do niej wielki sentyment
jako że była to maszyna przywieziona
w trudach i bojach typowych dla tamtych czasów z ZSRR,
na której w ukryciu przed mamą uczyłam się szyć.
W ukryciu bo do wszystkiego zawsze muszę dojść sama ...
moje dziecko co mnie wnerwia niemiłosiernie
jak się okazuje ma to po mnie!!!
Nogi od maszyny Singerki tym razem
upolowane po zaciętych targach oczywiście ;))
już w drodze z targowiska do samochodu mogłam je sprzedać
zarabiając 30% od zapłaconej ceny ;)))
szukałam samych boków bo chce zrobić stolik
na którym stanie skrzynka z ziołami.
Pierwotnie miały stanąć tam pomidorki koktajlowe
niestety one nie nadają się już do przesadzenia
a zdecydowanie do zjedzenia ;))
A tu moja słuchawka prysznicowa która docelowo
zostanie przerobiona na deszczownicę
i zamontowana w kabinie ... kiedyś.
Uchwyt oczywiście porcelanka :).
Marzyłam wręcz o zdobyciu starej słuchawki
i tydzień temu w niedzielę na gratach
dostałam ją od znajomego sprzedawcy.
Lubię do niego wpadać bo ma niesamowity dar
przyciągania ludzi do siebie i zasypywania ich
uroczymi historyjkami.
Poza tym sprzedając zawsze mówi
że on sprzedaje te graty bo lubi a nie musi
żona bogata z domu a córka po mężu ...
żyć nie umierać ;)))
A to moje wczorajsze zdobycze.
Skrzynka która idealnie będzie pasowała do mojego zielnika.
Żałuję że nie było w niej 5l zawartości Martini ;))
I siatki o zbliżonych kształtach
których jak się okazało mam już zdecydowanie za dużo
więc niebawem wylądują na Pchlim Targu
Życzę przyjemnego oglądania
i zdecydowanie unormowanego pogodowo
kolejnego z wakacyjnych tygodni ...
wszak dobiegamy połowy pierwszego ich miesiąca ;)
pozdrawiam 13ka
poniedziałek, 13 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
11 komentarzy:
Świetne zdobycze!
Nie dziwię się,że synek chętnie pija z takich filiżanek inkę.
Miałam kiedyś okazję być na Grzegórzkach,sprzedający mieli piękne rzeczy,ale ceny też niczego sobie.Jednak dla chcącego nic trudnego,można jak widać znaleźć coś po rozsądnej cenie.
Pozdrawiam.
Wow!Piekne zdobycze.Szczegolnie filizanka i lyzeczka:-)Juz czuje zapach swiezo zaparzonej kawy z mleczkiem i drozdzowych slimaczkow.Mniam...Szkoda,ze nie znam takich targow,bo musi to byc szczegolne przezycie dla oczu haha. Pozdrawiam cieplo.
świetne filiżanki:) a na koisz metalowy już sie piszę:P na pchlim nigdy nic mi się nie udaje kupic:(
zawsze inne duszyczki mnie wyprzedza:P
dogadajmy cenę na maila i bedzie git:P
a i mam pytanko o alergie na konserwanty u Twojego syncia-jakie mieliście objawy?
My walczymy niby z atopowym, ale jakieś ono dziwne i nie wiadomo w końcu co to..
pozdrawiam
paula_71 Grzegórzki mają to do siebie (jak każdy taki targ) że trzeba wiedzieć gdzie szukać. Te same rzeczy można kupić z 50% różnicą cenową, trzeba trochę poszperać w uliczkach i targować się ile wlezie ;DDD
Ania najbardziej mnie cieszy fakt że młody widzi piękno w tych wszystkich oglądanych rzeczach. Sam fakt że chciał pić Inkę z filiżanki ujął mnie tak że mu pozwoliłam machając ręką na ewentualne stłuczenie.
asiorku postaram się dziś wieczorem najpóźniej jutro napisać do Ciebie na @
pozdrawiam serdecznie
Cuda, normalnie cuda kupiłaś. A ta maszyna bossskaaaa. Własnie myślę gdzie by tu taką/podobną kupić.
Ta skrzynka to nawet bez Martini jest świetna.
13ko, że tak nieśmiało zapytam, czy ja też mogę na tę siatkę zapisać się na liście oczekujących/kupujących???
Pozdrawiam serdecznie
Tak mi się nie chce robić fotek, że masakra no ale ... czego się nie robi dla ... ;)) zatem fotki zrobię zaraz i wieczorkiem prześlę na @ pozdrawiam
Same cuda! cudeńka! Piękne filiżanki! Maszyna - skarb! słuchawka prysznicowa.. mmmm... marzenie.. A skrzyneczka rewelacyjna!
niezłe te zdobycze i całkiem ich sporo, do tego stopnia że zamiast przeczytać u Ciebie na końcu posta " przyjemnego oglądania " to wyczytałam "pojemnego oglądania" takiego oczopląsu dostałam :)
Jak ja Ci zazdroszczę, kiedy mieszkałam jeszcze w Warszawie to na Kole dzielnica, gdzie co tydzień jest targ(Targ Staroci), co sobota i niedziela (targ trwa 2 dni) juz o 7 rano bylam i ogladałam, "sępiłam" bo po jakims czasie wszyscy to znajomi, było świetnie. Tylko tego mi teraz brakuje tutaj na wsi. Pozdrawiam
Świetne zdobycze z targu - zupełnie zaskoczyła mnie łyżeczka, bo w mojej rodzine taka właśnie przekazywana jest z pokolenia na pokolenie... ciekawe jaka jest jej historia:)
Miło wiedzieć, że są inne osoby podchodzące do życia rupieciowo-estetycznie.
Pozdrawiam :)
Prześlij komentarz